wtorek, 23 września 2014

Capítulo Dos - Nigdy nie poddawaj się.

Przeczytaj notkę pod rozdziałem!

Żyjemy samotnie, umieramy samotnie - wszystko inne jest tylko iluzją.

Życie pisze różne scenariusze. W jednym momencie może nam się wydawać, że jest dobrze, lecz wszystko może zmienić się w ułamku sekundy. Nasze życie może wywrócić się do góry nogami. Nasze plany mogą się zmienić, przez jedną rzecz, osobę bądź wspomnienie. A my, zwykli ludzie bez jakiejkolwiek nadziei nie potrafimy zmienić biegu czasu oraz życia, który nam przyrządził los. 
Francesca siedziała pod ścianą, skulona i zapłakana. Czuła, że nie ma po co żyć. Jej mąż zginą. Tak jakby, zginęła jej połowa, jej część. Nie chciało jej się żyć mimo, że ma nadal ważne rzeczy i marzenia do spełnienia. W jej sercu poczuła taką silną chęć odejścia z tego świata, porzucenia tego wszystkiego dookoła. Cała jej kariera zostanie rzucona w bok, wszystko na co latami tak ciężko pracowała nie będzie już istnieć. Wystarczy mały nożyk, i wszystko tak po prostu zniknie, jak bańka mydlana...
Ktoś zapukał do drzwi od jej pokoju.
- Mamo? - usłyszała głosik swojej ukochanej córki, Charlotte, która nagle pojawiła się w tym samym pomieszczeniu co ona. - Co się stało z tatą? Kiedy on wróci?
Powoli, podeszła do Francesci i usiadła obok niej, wtulając się w nią i delikatnie dotykając jej szorstkiej dłoni. No tak, ona nie miała pojęcia co mogło się wydarzyć z jej ojcem, lecz widocznie nie potrafiła być spokojna. Słowo "śmierć" było dla niej niezrozumiałe, ale mimo tego odczuwała nieprzyjemną atmosferę, która ją otaczała.
Ujrzała piwne oczy swej ukochanej córki i zrozumiała, że takie wydarzenie nie może wpłynąć na jej dalsze losy - musi być silniejsza od tych wszystkich rzeczy, które pragnął, by ją pogrążyć w otchłani smutku i przerażenie, na co na pewno nie mogła pozwolić.
- Charlotte, kochanie, obiecaj mi coś. - przytuliła swą córkę jeszcze mocniej i czulej. - Nigdy nie poddawaj się. Nigdy nie pozwól, by ten świat cię zniszczył.

***

Zauważył chłopaka bujnymi, czarnymi jak smoła włosami, który zmierzał w jego kierunku, a jego blada skóra wydawała nienaturalna. Jego oczy były podkrążone, ubrania zgniecione. Wtedy po raz pierwszy Federico poczuł współczucie dla chłopaka, który odebrał mu szansę bycia z dziewczyną, którą kochał. Lecz to był jej wybór, więc dlaczego nadal czuje, że między nim a Ludmiłą coś może jednak być? W końcu to Marco był z nią związany i żył z nią u jego boku od wielu miesięcy, to on był tym szczęściarzem, któremu udało się zdobyć jej serce. To on najbardziej cierpiał, gdy dowiedział się o jej wypadku.
Ona kochała tylko jego.
- Czy tutaj będę mógł znaleźć Ludmiłę Ferro? - spytał ochrypłym głosem pielęgniarkę, która przechodziła tuż obok niego.
- Owszem. - rzuciła bez żadnej empatii oraz odeszła nie spoglądając ani razu na chłopaka.
- Marco Tavelli, tak? - odparł nagle Federico, powstając. Z tej perspektywy Marco wydawał się bardzo wysoki i umięśniony, chodzący ideał. Nic dziwnego, że to on akurat został wybrany przez Ludmiłę.
Pokiwał głową i spuścił swój wzrok, próbował nie płakać.
- Co się wydarzyło? - wyszeptał powoli, po czym dodał jeszcze ciszej: - To pewnie wszystko moja wina...
- Słuchaj, to co się wydarzyło było zwykłym wypadkiem, a ty w niczym nie zawiniłeś. Dobrze wiem jak się czujesz. Ludmiła to urocza, przemiła dziewczyna... - przerwał mu zdziwiony wzrok chłopaka, który wyglądał tak przerażająco, jakby zaraz miał stracić przytomność. Postanowił przejść wreszcie do sedna. - Nie wiem co dokładnie się wydarzyło - skłamał. - ale gdy zobaczyłem Ludmiłę leżała już na ziemi, a na czole była głęboka rana, prawdopodobnie walnęła mocno o ziemię. Ja...
Marco już go nie słuchał, bowiem skupiony był na drzwiach naprzeciwko. Po chwili otworzyły się i wyszedł z pomieszczenia, w którym znajdowała się ukochana obydwu chłopaków siwy mężczyzna w długim białym fartuchu.
- Jest w dobrym stanie. Ale wolno mi wpuścić tylko jednego z was do niej. Przepraszam, lecz to dla jej zdrowia.
Marco bez zastanowienia przeszedł obok mężczyzny i zniknął za drzwiami. Lekarz posłał Federico pełne żalu spojrzenie i uśmiechnął się przyjaźnie, jakby chciał młodemu chłopakowi dodać otuchy.
Nareszcie ktoś mnie rozumie.
Odwrócił się na pięcie i rozpoczął konwersację ze swoim nowym pacjentem. Federico, choć nie miał pozwolenia na wkroczenie do sali, w której znajdowała się zakochana para, uchylił lekko drzwi i zerknął na piękną dziewczynę. Wyglądała na zmęczoną i wyczerpaną, a szeroki bandaż przykrywał jej czoło. Na jej twarzy jednak widniał uśmiech, lecz on ujrzał w nim coś sztucznego.
Marco podszedł do niej i delikatnie ją pocałował.
A chłopak za drzwiami poczuł jak tysiące sztyletów wbija się w jego zrozpaczone serce.

***

Przeszłość

- Mamusiu, dlaczego wyjeżdżamy?
- Bo tak.

Ciche szlochanie.

- Ale ja nie chce!

Tupnęła z całej siły, swoją małą nóżka w drewnianą podłogę.

- To twój problem. Mnie to nie interesuje.
- A czy kiedykolwiek interesowało cię coś związanego ze mną lub ja cię interesowałam? Nie, zawsze była dla ciebie nieważna. Dzięki tobie czułam się NIKIM. Wiesz jak to boli? Nie wiesz, bo ciebie nikt tak nie poniżał. 

Szybko wybiegła z domu.
Pobiegła do swojego ,, małego świata. "
Tylko tam była najważniejsza  ważna.
Tylko tam coś znaczyła...

***

Od najmłodszych lat uczyłam się poniżania. Byłam kimś wyjątkowym innym od wszystkich, lecz to nie znaczy, że lepszym. Nigdy nie zaznałam miłości, nawet od własnej rodzicielki. Jedyne uczucie jakie zaznawałam to Nienawiść. Każdy dzień rozpoczynał się tak samo. Cichy płacz w poduszeczkę, którą dostałam od mojej fałszywej koleżanki. Prawdę mówiąc chyba tylko ta poduszka była moim przyjacielem. Życie jest okrutne, nieprawdaż? 


 Zamaszystym ruchem zamknęła swój różowy notes taki dziecinny? i odłożyła go na drewnianą półkę, znajdującą się obok jej miękkiego łóżka. Nie żyła w luksusach. Małe mieszkanko, znajdujące się na przedostatnim piętrze wysokiego wieżowca, było skromne i przytulne. Z chęcią spędzała tu czas, przecież to jej prawdziwy dom. Powoli wstała ze miejsca, na którym siedziała. Wolnym krokiem swoich smukły nóg robiła kolejne kroki w kierunku łazienki. Ustała naprzeciwko szklanego lustra. Miała ochotę z całej siły uderzyć w nie pięścią, lecz wtedy rozpiłoby się na miliony kryształów - tak jak jej serce. 

,, Idź własną drogą
Bo w tym sens istnienia."

Uderzyła swoją delikatną dłonią (zwiniętą  w małą piąstkę) o stolik. Siedziała na sofie cała podenerwowana. Trzęsła się. Za chwilę po raz kolejny miała zrobić tą samą głupotę. Większość ludzi by się zapewne poddało. Lecz ona jest inna. Nigdy się nie poddaje. Bo to przecież ,, nie w jej stylu." Owinęła kosmyk swoich kasztanowych włosów dookoła palca. Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Już czas - szepnęła.

***

Witam. ^^ Z tej strony, Dominika. Przychodzę z wyjaśnieniami, przecież się wam należą. Na początku dziękuje Ninie, za to, że pozwoliła napisać mi tą notkę. Jest to dla mnie bardzo ważne. <3
Nie pojawiłyśmy się na blogu z niczym nowym od końcówki maja. Ogarnia mnie wstyd, ponieważ to przez moją osobę, a głównie przez moje lenistwo. Nie potrafiłam nic napisać, wstąpiła we mnie pewna ,,blokada." Dopiero wczoraj napisałam moją część, przepraszam. <3 Postaramy się aby już wszystko było dobrze i blog normalnie funkcjonował.
Dziękujemy za wszystko i jeszcze raz przepraszam!

Nina i Ellie. <3

10 komentarzy:

  1. To miejsce należy do mnie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż troszkę sobie poczekałyście. Wybaczcie.
      Aniołki czytając to czułam magię. Wasze style pisania idealnie ze sobą współgrają tworząc takie doskonałe perełki. Pamiętajcie - razem możecie więcej. <3

      Usuń
    2. Dziękujemy z całego serduszka. ♥

      Usuń
  2. Puk, puk - jest tutaj dla mnie miejsce?
    Muszę przyznać, że jestem oczarowana płynnością, towarzyszącej stylowy pisania, którym się posługujecie. Naprawdę podobają mi się opowiadania, które są pisane przez więcej, niż jedną osobę. Ich poprawność oznacza, że potraficie niesamowicie pracować w grupie; wytrwale, bez zahamowań, nieporozumień, a ten fakt, jest czymś pięknym. Świadczy o uroku danego człowieka, nie wyrzuca go, poza margines społeczeństwa. Ah, wybaczcie - wyszło dość dramatycznie, jednak nie miałam tego na uwadze, uwierzcie. Może przejdę do konkretów? W poprzednich publikacjach, raziły mnie niepoprawnie rozmieszczone znaki interpunkcyjne, aczkolwiek widzę, że napracowałyście się nad dwójką, w której dostrzegłam zaledwie jednak przecinek, - bądź też jedną kropkę, nie wnikajmy - nie postawiony w odpowiednim miejscu, więc jest dobrze. Co mogę dodać? Spodobał mi się pomysł na tę historię, życzę wam samych sukcesów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julko, zaznaczę już na samym początku, że bardzo dziękujemy ci za szczerą opinię. Pierwszy rozdział pojawił się pod koniec maja - wtedy można powiedzieć, że pisałyśmy inaczej. Jeśli się nie mylę, błędy interpunkcyjne, o których mówisz, popełniała właśnie moja osoba. Teraz - po czasie, w którym strasznie ćwiczyłam interpunkcje ( nie powiem; było to dla mnie trudne ) bardzo się staram, stawiać poprawnie znaki interpunkcyjne. ;)

      Usuń
    2. Ah, mogłam zerknąć na datę. ^^

      Usuń
    3. Każdemu się może zdarzyć. ^^ W pełni to rozumiemy. ;)

      Usuń
  3. Cześć słoneczka, witam was serdecznie.
    Trafiłam na bloga, błądząc w internetowym świecie, i wcale nie żałuję tego kliknięcia.
    Od razu zaintrygował mnie wystrój, te delikatne i subtelne piórka są dokładnie jak wasze opowiadanie. Wszystko jest lekkie, cudownie się to czyta, przysięgam. I wiecie co? Zostanę tu, już dodałam się do obserwatorów. Naprawdę tutaj jest genialnie, nie mam zamiaru stąd uciekać.
    Czekam na kolejną historie, by znów wczytać się w nią bez opamiętania :)
    Pozdrawiam cieplutko, i wiem, że to nie ładnie, ale zapraszam również do mnie. :]

    C. ♥

    OdpowiedzUsuń